niedziela, 11 stycznia 2015

Bezsenność I

Bezsenność w mojej rodzinie jest właściwie tradycją. Obrasta nawet w legendy. Moja Kochana Babcia na przykład (w takich zamierzchłych czasach kiedy mój szwagier Krzysztof nie był jeszcze moim szwagrem, tylko chłopakiem mojej starszej siostry), po każdej wizycie Krzysztofa była wypytywana przez moją Mamę o której odjechał. Mama pytała, bo wiedziała, że Babcia w nocy spać nie może, więc dobrze wie, natomiast Babcia tak kochała swoją wnuczkę, że nigdy jej nie sprzedała i notorycznie mówiła to, co Mama chciała usłyszeć. Za to moja Mama i jej bezsenność były zawsze na straży w czasie wizyt moich chłopaków, za co tak bardzo kocha ją teraz Bartek.

Jako że już wyjaśniliśmy sobie legendarność tej rodzinnej przypadłości, chcę nie być gorsza i właściwie od dziecka tę swoją legendę buduję. Bo mam kilka wspomnień z dzieciństwa, które wiążą się z problemami z zasypianiem (to chyba po prostu wynik mojego roztrzepania od najmłodszych lat) i chcę się nimi podzielić z Wami, ale w małych dawkach, bo to może być szkodliwe.
Każde dziecko wie, że jak nie może zasnąć to należy błyskawicznie (po 1,5 minuty od rozpoczęcia prób) udać się do rodziców, poprosić ich o pozwolenie spania z nimi i wtedy problem mija jak ręką odjął. Oczywiście dlatego, że przenosi się na rodziców, którzy zgnieceni na brzegach łóżka, zmarznięci przez brak kołdry lub rozgrzani dużą liczbą osób w łóżku, a czasem pewnie też z wiadomych przyczyn sfrustrowani, przeklinają się w duchu za brak konsekwencji. Nawet miałam ten tekst zatytułować 'Dlaczego warto być konsekwentnym wobec dziecka', bo właśnie o tę konsekwencję chodzi tu najbardziej. Więc do rzeczy. Otóż jak nie mogłam spać to oczywiście szłam do rodziców, chcąc spać z nimi. Ze dwa razy dali się nabrać, ale później zaczęli mieć dość i mówili stanowcze NIE. Ja oczywiście w płacz, jak to dziecko (a w dodatku ja), ale potulnie dreptałam do swojego pokoju. Tam dalej popłakiwałam sobie cichutko w poduszkę, ale zmęczona swoim ogromnym cierpieniem zasypiałam. Sytuacja powtórzyła się kilka razy.  Właściwie to chyba był okres, że odwiedzałam tak rodziców kilka razy w tygodniu. I za każdym razem ten sam schemat: 'mogę z wami spać?' - 'NIE' - płacz - zasypiam zmęczona po dwóch minutach. Jako dziecko dość inteligentne zaczęłam łączyć fakty, tworzyć ciągi przyczynowo skutkowe (w wieku około 7 lat to niezły wynik) i oczywiście ten schemat rozpracowałam. Jak wykorzystałam tę wiedzę w praktyce? Otóż... tadadadadadam... Zaczęłam chodzić do rodziców specjalnie po to, żeby usłyszeć NIE i wrócić z płaczem do łóżka, bo wiedziałam, że to najlepsze lekarstwo na problem z zaśnięciem. Jeśli właśnie pomyśleliście, że byłam świrniętym dzieckiem, to macie absolutną rację. Ale to jeszcze nie koniec. Początkowo chciałam tu napisać jakąś ciekawą puentę na temat wychowywania dzieci w poczuciu konsekwencji itede itepe, jakbym się na tym znała. Ale nie napiszę, bo postanowiłam tę historię opowiedzieć rodzinie w ramach rozładowania atmosfery w drodze na lotnisko. I wtedy moja młodsza siostra przypomniała mi jeszcze o czymś.
Kiedyś, kiedy byłyśmy małymi, słodkimi siostrzyczkami, czasem spałyśmy razem. I pewnego razu nie mogłam zasnąć. Wtedy poprosiłam ją, żeby mnie uderzyła, ale tak mocno, żeby mnie bolało, to będzie mi łatwiej się rozpłakać i wtedy szybciej zasnę.
Z perspektywy czasu dziwię się, że ani ja, ani Rodzice nie trafiliśmy na kanapę psychologa.

1 komentarz:

  1. Konsekwencja rodziców bardzo na plus! Ale że połączyłaś zasypianie z płaczem i bólem... Psychoanalityk miałby dużo do roboty :D

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz mój tekst. Nawet jeśli się ze mną nie zgadzasz. Jeśli tak jest - bardzo chętnie przeczytam o Twoim punkcie widzenia, ale nie obrażaj, nie mów, że jestem głupia, uderzyłam się w głowę albo rodzice mnie nie kochali.
Enjoy :)