poniedziałek, 1 czerwca 2015

Zdarzyło się w maju


Ten maj był zdecydowanie zupełnie inny niż nasze dotychczasowe maje.

No ale w sumie to żaden wyczyn, bo każdy może powiedzieć to samo. Jak pisała nasza 'noblowa' poetka - żaden dzień się nie powtórzy. Nasz maj upłynął pod znakiem gości. W ciągu miesiąca odwiedzili nas rodzice, przyjaciele z Polski i z Anglii. Zwiedziłam po kilka razy te same miejsca - takie must see w Oslo, ale udało się też zobaczyć coś nowego. Znaleźliśmy się raz na końcu świata, a raz na półwyspie prawie w centrum miasta, który jednak bardziej przypominał moje swojskie Ręczno (wiecie, to taka wieś w lasach centralnej Polski), niż część stolicy zachodniego kraju.

Na Bygdøy, czyli tym półwyspie właśnie, poddaliśmy się typowo turystycznym atrakcjom, takim jak zwiedzanie muzeum, ale odwiedziliśmy też farmę Króla Norwegii i usilnie próbowałam nakarmić owce. Karmienie nie wyszło (słaba ze mnie matka karmiąca), ale udało się przynajmniej zabawić je krótką pogawędką.
W zeszłym miesiącu udało nam się z Bartkiem zaliczyć nasz pierwszy raz. W Morzu Północnym. W jakimkolwiek morzu nawet! O kąpiel chodzi, oczywiście! Nie wszyscy to wiedzą, ale mimo tego, że mój Tata pochodzi z Pomorza i bywałam tam prawie każdego roku, to nigdy w morzu się nie kąpałam. Tydzień temu odważyłam się wejść do wody po kolana, więc mam zaliczone, prawda? Żeby nie było że ja tak tylko o sobie, to pochwalę Wam się Bartkiem, który mimo jednocyfrowej temperatury wody wykąpał się cały - taki jest dzielny! Pewnie zainspirowały go nieustraszone dzieciaki, o których pisałam Wam w zeszłym tygodniu


Maj jest w Norwegii miesiącem bardzo świątecznym, bo zdarzyły się aż trzy długie weekendy. Najważniejszym i najpiękniejszym świętem był Dzień Konstytucji, podczas którego udało mi się zobaczyć Króla. Poza tym dzięki wyborom prezydenckim w Polsce udało mi się wreszcie zobaczyć ambasadę Polski. W tym miesiącu już prawie zakończyłam też sesję, która nie dość że jest ostatnią sesją na Erasmusie, to jeszcze ostatnią w ogóle na studiach (no oby!). Radość miesza się z lękiem, a ja zadaję sobie pytanie, które męczy ludzkość od zarania dziejów, czyli czy istnieje życie po studiach?

Wracając z zaświatów na ziemię opowiem Wam jeszcze o pogodzie. Nie wiem jak ta miewa się u Was, ale z tego co obserwuję na fejsbukach i instagramach, to zdecydowanie lepiej niż tutaj. W maju było mniej więcej 9 w miarę słonecznych dni. Słoneczne dni oznaczają, że przynajmniej przez pół dnia świeci słońce, a temperatura przekracza 8 stopni. Znajomemu z Anglii pochwaliłam się, że były w tym roku już dwa dni, podczas których poszłam na uczelnię bez kurtki. Popatrzył na mnie jak na wariatkę i stwierdził, że dwa dni to on w tym roku nosił kurtkę, łącznie z zimą.
Dodam tylko, że 7 z tych 9 słonecznych dni przypadło podczas wizyt naszych gości. Muszę poważnie zastanowić się nad otworzeniem pensjonatu w dużym pokoju, może wtedy aura będzie łaskawsza ;)

Ahh, zapomniałabym o majowym symbolu! Wiecie, że w Norwegii egzaminy na kształt naszych matur zaczynają się po 17-tym maja? Wtedy też zaczynają kwitnąć tutejsze kasztany, zupełnie jak w Polsce! :)



1 komentarz:

Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz mój tekst. Nawet jeśli się ze mną nie zgadzasz. Jeśli tak jest - bardzo chętnie przeczytam o Twoim punkcie widzenia, ale nie obrażaj, nie mów, że jestem głupia, uderzyłam się w głowę albo rodzice mnie nie kochali.
Enjoy :)