piątek, 30 października 2015

Krótka historia o dobrej żonie

No dobra, o dobrym mężu też wspomnę.




Niezbyt często, ale jednak od czasu do czasu zdarza się, że odklejamy się od siebie i wychodzimy na imprezę osobno. Tym razem zaszczyt wyrwania się spod małżeńskich skrzydeł przypadł Bartkowi i wybył na tajemne, nocne spotkanie Wikingów, więc rozumie się samo przez się, że obecność niewiasty byłaby tam niewskazana.


Tuż przed wyjazdem mojego Wikinga zadzwoniłam do niego i zaczęłam klasycznym, babskim "a zjadłeś?, a wyprasowałeś? (taa, na pewno...), a odpocząłeś?, a będziesz na siebie uważał?", by przejść do sprawy najważniejszej, a więc...
- A alkohol masz?
- No mam...
- A co?
- Piwo...
- Jedno?
- No nie, sześć...
- No, to dobrze, już myślałam że chcesz mi wstyd przynieść!

No powiedzcie sami, gdzie on by drugą taką znalazł?

W nagrodę dostałam całe pudełko ciasteczek korzennych, a to nie byle jakie pudełko, bo pierwsze w tym sezonie! I to jeszcze z wyznaniem miłosnym! A co więcej - nieotwarte (a pozostawienie przez Bartka jakichkolwiek słodyczy nietkniętych graniczy z cudem)!

Powiem jedno: to musi być miłość.

1 komentarz:

Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz mój tekst. Nawet jeśli się ze mną nie zgadzasz. Jeśli tak jest - bardzo chętnie przeczytam o Twoim punkcie widzenia, ale nie obrażaj, nie mów, że jestem głupia, uderzyłam się w głowę albo rodzice mnie nie kochali.
Enjoy :)