czwartek, 20 lipca 2017

Wiek ciemnoty



Na Facebookowej tablicy wiele osób udostępniło informację o śmierci chłopca chorego na raka, którego rodzice leczyli niekonwencjonalnymi metodami. Wszyscy byli zgodnie oburzeni i zszokowani postępowaniem opiekunów. Ja sama byłam oburzona po obejrzeniu programu, Bartek jeszcze bardziej, ale czy byliśmy zszokowani? Ani trochę.


Już kilka lat temu Bartek podzielił się ze mną pewnym artykułem mówiącym o tym, że zbliża się wiek ciemnoty. Że stanem naszych umysłów rządzi sinusoida odbijająca się regularnie pomiędzy nauką, a wiarą. A że do tej pory przez dziesiątki lat swoją ufność pokładaliśmy głównie w nauce, to teraz ludzkie umysły, zmęczone tym stanem rzeczy, skłaniają się wobec przekonań mniej naukowych. Ba! Wręcz tę naukę będą coraz mocniej negować. Wtedy jeszcze nie było to tak wyraźnie widoczne. Ot, pojawiały się jakieś głosy o Big Pharmie, szkodliwości szczepionek, ale szarlatani typu "Ręce które leczą" byli wyśmiewani. W ciągu tych kilku lat wielokrotnie jednak przypominałam sobie słowa zawarte w tym artykule - "nadchodzi wiek ciemnoty" - i coraz mocniej utwierdzałam się w ich słuszności.

Od czasu do czasu zdarzało mi się znaleźć na Facebooku wpis tego czy innego znajomego na temat szkodliwości szczepionek.
(Szczepionki chronią przed poważnymi, zakaźnymi chorobami, a nieszczepienie dzieci to dla nich krzywda i ogromne ryzyko, uświadomcie to sobie.)

Innym razem ktoś wrzucał wpis lub w rozmowie dzielił się ze mną rewelacjami na temat zakwaszenia organizmu i cudownych metod odkwaszania go.
(Nie ma czegoś takiego jak zakwaszenie organizmu. Krew i nerki regulują poziom pH i utrzymują go na równym poziomie. Istnieje kwasica, która faktycznie jest zaburzeniem gospodarki kwasowej, ale to stan bardzo rzadki, bardzo poważnie zagrażający życiu i niepermanentny.)

Najbardziej jednak zapadła mi w pamięć pewna sytuacja sprzed kilku lat.
Rozmawiałam z koleżanką z pracy. O tym i o tamtym, w rozmowie - nawet nie pamiętam czego dotyczyła - wspomniałam, że moja Mama miała raka. "Raka? Na raka najlepsza jest soda oczyszczona. Trzeba ją pić i można się obejść bez ciężkich terapii. Soda niszczy raka." Stanęłam jak wryta, bo szczerze mówiąc nie spodziewałam się nigdy usłyszeć takich rewelacji, zwłaszcza od młodej osoby. Nie kontynuowałam tego tematu, ale nie mógł wyjść z mojej głowy. Właściwie im dłużej o nim myślałam, tym bardziej byłam oburzona tym, że w 21. wieku, kiedy medycyna weszła już na taki poziom, że rak nie równa się wyrokowi śmierci, ciągle można wierzyć w takie bzdury. Nie, nie boję się tego powiedzieć głośno i publicznie - to są totalne bzdury. Dlatego też potrzebowałam podzielić się z kimś oburzeniem wynikającym z tych rewelacji. Trafiło na koleżankę, która zapytała mnie dlaczego chodzę taka poirytowana. 
- A wiesz... Męczy mnie od wczoraj jedna sprawa. Usłyszałam taką rewelację, że niby na raka działa picie sody oczyszczonej i jakoś nie może mi to wyjść z głowy. Bo wiesz...
- Noo, w sumie racja! Rak to w końcu grzyb, a soda zabija wszystkie grzyby, nawet tak profilaktycznie warto ją pić!

W tym momencie uszło ze mnie powietrze, a oprócz rąk opadła ze mnie też wiara w ludzkość. To wydarzenie sprawiło, że utwierdziłam się w przekonaniu, że wiek ciemnoty nie tyle nadchodzi, co już nastąpił.

Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę z tego, jak wielką odpowiedzialność ściągacie na siebie głosząc takie teorie, czy to w prywatnych rozmowach, czy to w mediach społecznościowych. Człowiek w obliczu poważnej choroby jest w stanie uwierzyć w najmniej prawdopodobne metody, chwyta się ich i im zawierza. Często odwraca się od konwencjonalnych metod leczenia. Dlaczego? Bo lekarze stąpają po ziemi. Nie owijają w bawełnę, nie dają złudnych, fałszywych nadziei. A cudowni "zielarze", orędownicy metod naturalnych - owszem. Więc teraz wyobraźcie sobie człowieka w najtrudniejszym momencie życia, ciężko chorego, na przykład na raka. Diagnoza postawiona, lekarz rozpisuje plan leczenia. Operacja, chemioterapia, naświetlania. Metody bardzo inwazyjne, terapie trudne i obciążające, ale sprawdzone. Twierdzi, że w tym stadium i z tym rodzajem guza wyleczalność to - powiedzmy - 70% przypadków. To całkiem sporo. Ale nagle pojawia się jakiś głos, wpis w internecie, ktoś znajomy opowiada o metodach alternatywnych, ktoś podrzuca książkę "wielkiego autorytetu". Zaszywanie sobie ziarenek ciecierzycy pod skórą, przykładanie kompresów z olejem rycynowym w chore miejsce, picie sody oczyszczonej. Szuka, grzebie w internecie, trafia na historie ludzi, którym lekarze nie dawali szans na wyleczenie, a oni dzięki tym wspaniałym metodom już nawet zapomnieli że byli kiedyś chorzy. Trafia na książkę-świadectwo o cudownym uzdrowieniu, a wszystko dzięki "specjaliście od metod alternatywnych", który twierdzi że "chemioterapia to wymysł Big Pharmy chcącej zarobić na naszej chorobie, a lekarstwo jest w zasięgu ręki, o, tam, w kuchennej szafce, sięgnij po nie, ono wyleczy cię na sto procent, a nie na siedemdziesiąt, w dodatku bez uciążliwej, trudnej terapii, która oprócz komórek nowotworowych zabija też te zdrowe". I taki człowiek, oszołomiony tymi rewelacjami, z umysłem zamroczonym problemem z jakim musi się zmierzyć, odwraca się od tych "niepewnych" i trudnych metod, które dają mu tylko część szansy na wyzdrowienie, bo przecież znaleźli kogoś kto powiedział: zrób to i to, a na pewno wyzdrowiejesz.
Wydaje Ci się to nieprawdopodobne? Uwierz, że mniej więcej tak to właśnie wygląda i niestety osobiście znam takie przypadki. A raczej znałam, niestety już w czasie przeszłym. Bo mrzonka była łatwiejsza do przejścia i jej orędownicy dawali więcej nadziei niż lekarze, oferujący trudne terapie i boleśnie stąpający po ziemi.
Dlatego nie, nie byliśmy zszokowani historią chłopca, który zmarł na raka, bo jego rodzice woleli stosować metody alternatywne. Wręcz przeciwnie, od dłuższego czasu spodziewaliśmy się, że media na nowo rozgorzeją taką historią. Tak samo jak kilka lat temu gdy niemowlę zmarło z niedożywienia, bo jego rodzice zawierzyli "specjaliście" polecającemu karmić dziecko właściwie wyłącznie wodą. I w takich przypadkach wszyscy się jednoczymy, wspólnie zastanawiamy się "jak można być tak głupim?", jednogłośnie stwierdzamy okrucieństwo i głupotę ludzi wierzących takim znachorom. A potem, bez cienia refleksji, odwracamy się w swoją stronę i w zwykłej, towarzyskiej rozmowie dzielimy ze znajomymi najnowszymi rewelacjami "medycznymi" o witaminie C, B17, sodzie oczyszczonej, grzybku kombucha i cudownych właściwościach ciecierzycy. A potem ci znajomi, zainspirowani naszymi opowieściami, leczą raka sodą oczyszczoną, nie szczepią dzieci, a gdy te zachorują na odrę czy krztusiec - udają się do homeopatów albo leczą je na własną rękę - kąpielami w czarcim żebrze i gigantycznymi dawkami witaminy C, koniecznie lewoskrętnej.
Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem skąd wy, wyznawcy metod alternatywnych, bierzecie siłę na to, by kłaść na swoje ramiona tak ogromną odpowiedzialność. Odpowiedzialność za czyjeś zdrowie, a czasem nawet i życie, które dzięki wam składane jest w ręce wątpliwych metod terapeutycznych i pseudo-autorytetów, zamiast lekarzy i setek lat badań naukowych, które zawiodły nas na taki poziom medycyny, że współczesna cywilizacja wolna jest od wielu zakaźnych chorób, a rak przestał być nieodwołalnym wyrokiem śmierci. Zdajcie sobie sprawę z tego, że wasze teorie dla ciężko chorych osób mogą być taką dawką nadziei, która odwiedzie ich od klasycznej medycyny, a wtedy to wy ponosicie odpowiedzialność za ich zaprzestanie leczenia. Nie, nie zmianę leczenia na alternatywne metody, tylko właśnie zarzucenie go, bo picia sody oczyszczonej nie można nazwać terapią.

Wiek ciemnoty nastąpił. Ludzie szerzą bzdury (tak, powtórzę to po raz wtóry - TOTALNE BZDURY!) i coraz mocniej zawierzają wątpliwym autorytetom, które często nie mają nic wspólnego z medycyną. Ludziom, którzy swoje porady opierają na doświadczeniach jednego przypadku lub własnych, pokrętnych fantazjach. Kierują się do tych samozwańczych uzdrowicieli (często mających dyplom np. mechanika), zamiast do lekarzy kształconych przez lata bardzo trudnych studiów. Studiów opartych na setkach lat doświadczeń i rozwoju nauki.

Dlatego błagam, zastanówcie się dwa razy zanim polecicie komukolwiek alternatywne metody leczenia i zaprzestanie szczepień. Ze swoim życiem i zdrowiem możecie zrobić co wam się podoba, ale życie innych ludzi zostawcie w spokoju. Wiem, że wydaje wam się że to wszystko dla dobra innych, że podsuwając nowinki "lecznicze" pomagacie innym uporać się z chorobą i przejść jakiś trudny okres w życiu, ale prawda jest bolesna - często swoimi radami szkodzicie swoim bliskim i znajomym. A pod przykrywką "medycznych nowinek" rozpowszechniacie nic innego, tylko bzdury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz mój tekst. Nawet jeśli się ze mną nie zgadzasz. Jeśli tak jest - bardzo chętnie przeczytam o Twoim punkcie widzenia, ale nie obrażaj, nie mów, że jestem głupia, uderzyłam się w głowę albo rodzice mnie nie kochali.
Enjoy :)